poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Telling a beautiful lie


Tytuł: Telling a beautiful lie
Autor: Yuniquekimchi
Tłumaczenie: ann_quiet
Pairing: Yunjae (Jaejoong x Yunho)
Gatunek: angst, oneshot
Ograniczenia wiekowe: M
Opis: Kochasz mnie? Powiedziałeś ,,tak", ale teraz wiem że to było kłamstwo... piękne kłamstwo.





- Jaejoong-ah, kochasz mnie?

Powiedziałeś ,,tak".

- Jaejoong-ah, nie opuścisz mnie?

Powiedziałeś ,,nie".

Teraz zrozumiałem… Odpowiedzi powinny być wiążące. To było jedyne wyjaśnienie. Zostawiłeś mnie mimo tego… nie kochałeś mnie. Od momentu gdy tylko Cię zobaczyłem, wiedziałem że jesteś tym jedynym. Nie wierzę, że tak długo zajęło Ci zdanie sobie sprawy… że jedynym powodem dla którego przychodziłem do biblioteki było patrzenie na Ciebie. Patrzenie jak czytasz, patrzenie jak odkładasz okulary na miejsce, patrzenie jak się śmiejesz i płaczesz z oczami wciąż zatopionymi w książce. Pamiętam kiedy pierwszy raz zbliżyłem się do Ciebie, kiedy pierwszy raz dobrze na Ciebie popatrzyłem. Chowałeś się za cienkimi oblamówkami okularów; Twoje oczy były zbyt piękne, żeby je chować. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Staliśmy się… przyjaciółmi. Chciałem więcej. Chciałem Ciebie. Po sześciu miesiącach przyjaźni, powiedziałem Ci, powiedziałem ,,Kocham Cię”. Pamiętasz co zrobiłeś? Otoczyłeś ramionami moją szyję i pocałowałeś mnie. Całowaliśmy się, dotykaliśmy się, mieliśmy swój pierwszy raz w miejscu w którym się poznaliśmy. Otoczeni książkami, w półmroku i za zamkniętymi drzwiami, uprawialiśmy miłość. Wciąż pamiętam na co miałeś ochotę, wciąż pamiętam Ciebie i jak sprawiałem Ci przyjemność.

- F-, Yunho..

- Wkładam drugi palec, Jae-ah.

Popatrzyłeś na mnie oczami błyszczącymi z pożądania i miłości. Leżałem na Tobie, nasze ciała pasowały do siebie jak dwa pasujące do siebie elementy układanki. Każde wgięcie w Twoim ciele uzupełniało moje ciało. Ty uzupełniałeś mnie.

- Cholera Yunho. Wkładaj ile się tylko da. Nie wyobrażasz sobie jak mi jest dobrze.

Pocałowałem Cię, nasze języki się splotły. Palce poruszały się jak nożyce, gdy wysuwałeś w moją stronę swoje spuchnięte usta.

- A-ah! Tutaj, Yunho!

Wygiąłeś swoje ciało w kształt łuku, czekając na więcej mojego dotyku, czekając na więcej mnie. Podziwiałem Twoje ciało w półmroku. Wyglądałeś jak kawałek arcydzieła, coś niezmiennego i niedotykalnego. Blada skóra, rumiane policzki, spiczasty nos i soczyste usta. Żyły w Twoim sercu literowały moje imię, w to wierzyłem. Może byłem w błędzie.

- Yunho!

Może byliśmy przeklętymi kochankami od samego początku.

- J-jae… pocieraj go, skarbie…

- Przyjemność po mojej stronie. T-ty też mi zwal, Yunnie…

Twoja ręka sięgnęła po moją męskość, poruszała się żywiołowo aż do wytrysku. Kontynuowałem penetrowanie Twojego wnętrza za pomocą moich długich i zwinnych palców. Owinąłem moje palce wokół Twojej całej długości, czując to mocne pulsowanie przechodzące przez moją dłoń. Krzyknąłeś, byłeś blisko, ja z resztą też. Doszliśmy w tym samym czasie, śmiejąc się z tego jak bardzo potrzebowaliśmy wydawania dźwięków. Zasnąłeś w moich ramionach, jak zwykle. Twoja głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej, moje ręce otaczały Twoją drobną talię.

Dlaczego, Jaejoong? Dlaczego? Dlaczego dałeś mi najlepsze chwile w życiu, podczas gdy nigdy nie stawiałeś bycia ze mną na pierwszym miejscu? Obiecaliśmy, że razem się zestarzejemy, mieliśmy tak wiele planów. Dzieci, małżeństwo, ,, i żyli długo i szczęśliwie”. Dlaczego nasze życie nie może być jak baśń? Dlaczego nie możemy mieć szczęśliwego zakończenia? Powiedziałeś mi raz ,,Yunho, prawdziwa miłość nie ma szczęśliwego zakończenia, ponieważ prawdziwa miłość nigdy się nie kończy.”

Wierzyłem Ci.

Nigdy nie powinienem był Ci wierzyć.

Nie mam żadnych Twoich zdjęć, bo to za bardzo boli. Mama powiedziała mi, że powinienem ruszyć dalej, powiedziała że nigdy nie wrócisz. Zachowuje dystans w stosunku do wszystkiego i do wszystkich… Tylko Ciebie chcę. Tylko Ciebie potrzebuję. Ale jesteś jedyną rzeczą, której nie mogę mieć… ponieważ Ciebie nie ma.

Pamiętam późny telefon. Junsu zadzwonił do mnie późno w nocy. Miałeś być w Japonii ze swoją siostrą, ale nigdy nie dotarłeś do Tokio.

- Y-Yunho? Z tej strony Junsu… Ja… nie wiem co… Ja… Yunho, chodzi o J-Jaejoonga. Przykro mi…

Junsu płakał i szlochał, a jego głos się załamywał. Wiedziałem. Wiedziałem, że to prawda. Upadłem na kolana, telefon spadł na podłogę. Pogoda była brzydka tego dnia, błagałem Cię żebyś nie odchodził. Pokój zaczął wirować; nie wiedziałem już co jest prawdziwe. Czułem jak moje serce jest zastępowane przez głaz. Poczułem bolesny ciężar w klatce piersiowej. Trucizna zaczęła zastępować krew płynącą w moich żyłach. Myśl, że już nigdy nie zobaczę Twojej pięknej twarzy, nie usłyszę Twojego wspaniałego śmiechu, nie dotknę Twojej miękkiej skóry… była trucizną. Myśl, że już nigdy Cię nie zobaczę była jak zastrzyk trucizny w moje żyły, która powoli dostawała się do mojego serca. Obiecałeś, że nigdy mnie nie zostawisz, więc dlaczego to zrobiłeś? Nigdy mnie nie kochałeś, prawda?

Mimo, że już nigdy nie będę taki sam jak kiedyś, mimo że mnie zrujnowałeś, nadal chcę Ci podziękować. Więc Kim Jaejoong, dziękuję Ci za powiedzenie najpiękniejszego kłamstwa. Dziękuję, że powiedziałeś ,,Kocham Cię”.

niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 8 ~Baby's Breath




*ROZDZIAŁ 8


Baekhyun nie widział zbyt wiele bieli w swoim życiu. Białe prześcieradła, wybielane ściany, blade kitle personelu medycznego niosące Chanyeola do białej karetki… Nie mógł pojąć jak bardzo straszne było to dla Chanyeola, który obserwował cały rozwój akcji z perspektywy dziecka. – Potrzebuję być przy nim – powiedział do pielęgniarzy, ładujących Chanyeola do karetki – Jest przerażony.

Taki właśnie był. Pospiesznie wszedł do ciasnego pojazdu i chwycił bladą rękę Chanyeola w swoje własne. Wszyscy sąsiedzi wyszli na zewnątrz by popatrzeć. Szemrali, że może Chanyeol spotka swojego stwórcę, albo że oszalał.

Baekhyun patrzył jak personel medyczny robił wszystko by zapewnić wygodę Chanyeolowi, pierwsze nałożyli mu maskę tlenową na twarz, aby udrożnić jego płuca. Czuł się bardziej bezradny niż osoba na noszach, był bez mocy by zrobić cokolwiek, tylko patrzył jak jego przyrodni brat usycha, wszystko przez niego.





- To tylko grypa.

Baekhyun spojrzał na doktora, który posłał mu ciepły, niemal ojcowski uśmiech (nie zdawał sobie sprawy, że lekarze są zdolni do tego rodzaju gestów), a następnie odetchnął nie zdając sobie sprawy, że trzyma się za ręce. Oderwał od siebie dłonie,  poniewczasie zdając sobie sprawę, że zeskrobał martwy naskórek, ponieważ tak bardzo się denerwował. – Więc, w porządku z nim? – zapytał, nie całkiem gotowy na zrzucenie ciężaru ze swoich ramion.

- Będzie z nim dobrze za kilka dni. Zatrzymamy go by wypoczywał w łóżku przez dzień lub dwa , a następnie powinno być na tyle dobrze by mógł wrócić do domu. – wytłumaczył doktor – Dom jest najlepszym miejscem, gdy jesteś chory, nie szpital.

Obydwoje zachichotali, chociaż Baekhyun nadal wyglądał na zmartwionego po podziękowaniu mężczyźnie. – Przepraszam, sir… - wymamrotał niepewnie – Czy jest taka możliwość… żeby… może… mu się polepszyło?

- Polepszyło się? – lekarz schował koniec swojego stetoskopu do kieszeni, gdzie Baekhyun zauważył lśniącą czarną metkę z wygrawerowanym imieniem i nazwiskiem ,,Kim Joonmyeon”. Doktor miał miły wyraz twarzy i jeszcze milszy ton głosu, który zapewniał go, że Chanyeol jest w dobrych rękach.

- Mojego przyrodniego brata, tak jakby… wyjątkowość. – powiedział – Miał wypadek kilka lat temu i przestał się rozwijać jak normalne dziecko. Zastanawiałem się… jeżeli naprawdę bardzo by się starał… istnieje możliwość, że on może… być normalnym ponownie?

Joonmyeon zaprowadził Baekhyuna do rzędu siedzeń po jednej stronie naprzeciwko poczekalni, a następnie usiadł z westchnieniem. – Choroba psychiczna, a upośledzenie umysłowe to są dwie zupełnie różne rzeczy. Upośledzenie umysłowe jest zazwyczaj genetyczne, w 90% przypadkach… jest to choroba na całe życie. – przerwał i spojrzał na Baekhyuna, który miał wzrok utkwiony w kolanach jakby popełnił przestępstwo. – Pacjenci z chorobami psychicznymi, z drugiej strony, może być metoda leczenia z poradnictwem i terapią.

- Nie możemy sobie na to pozwolić, psycholog, to znaczy…

- Kto powiedział, że potrzebujesz psychologa? – Joonmyeon zachichotał, delikatnie szturchając środek klatki piersiowej Baekhyuna za pomocą dwóch palców. – Najlepszy rodzaj terapii to taki, który leczy serce. – Uniósł lekko brwi, gdy młodszy popatrzył na niego tępo. – Miłość – podkreślił – Wypisuję receptę na miłość; przedawkowanie jest w porządku.

Ta lekcja trafiła w serce Baekhyuna, Joonmyeon przeprosił go i opuścił poczekalnię, zostawiając Baekhyuna zastanawiającego się, czy lekarz odpowiedziałby na jego pytania

albo dał mu kolejną zagadkę by rozwiązał ją na własną rękę.





- Hej… Jak się masz? – Baekhyun cicho zapytał Chanyeola, który siedział na łóżku wciąż blady jak zawsze, ale wyglądający lepiej od ostatniego razu, kiedy go widział. Poczuł ulgę, że to tylko gorączka, a nie coś drastycznego i śmiertelnego. Myślał, że Chanyeol miał napad padaczki, albo nawrót choroby, ale to był tylko cięższy przypadek grypy. Baekhyun usiadł na skraju sztywnego materaca i pociągnął za końcówkę włosów Chanyeola. – Powinieneś mi powiedzieć, że poczułeś się gorzej.

Przypomniał sobie jak Chanyeol zniknął na większość dnia w szkole. Jednak nie zadał sobie trudu by zapytać go o miejsce jego pobytu, by usłyszeć jak się czuje.

- Byłem… - Chanyeol przerwał w połowie zdania, zaczął wpatrywać się w sufit i swoją drgającą rękę wyciągniętą przed siebie tak jakby się zamyślił. Słowa, oczywiście, nie były wystarczająco szybko tłumaczone z jego mózgu do ust. – Byłem w ubikacji – powiedział po chwili, jego brwi złączyły się – Nie czułem się dobrze… i wtedy próbowałem wyjść i… i drzwi były zamknięte.

- Drzwi były zamknięte?

Chanyeol skinął głową zupełnie nieświadomie – Wrzeszczałem ,,Pomocy! Pomocy!” – wrzasnął, a Baekhyun musiał przytrzymać jego ręce na dole i zatkać mu usta dłonią, żeby nie przestraszył innych pacjentów. Chanyeol wyszeptał – Wtedy przyszedł miły woźny i mnie wypuścił… miły woźny… miły woźny zabrał krzesło spod drzwi.

- Krzesło? – Baekhyun westchnął. Chanyeol nie mógł się tam zamknąć sam; jakieś dzieciaki, które myślały, że znęcanie się nad nowym dzieciakiem będzie zabawne podparły krzesło o drzwi łazienki i zostawiły go tam. Ta myśl wprawiała go we frustrację, a następnie w gniew. Nie ważne jak chciał krzyczeć na Chanyeola za to, że był tak głupio głupi przez cały ten czas. Nie miał serca skarcić kogoś, kto nawet nie był świadomy swoich własnych nadużyć. Tym razem był po prostu zły na siebie za brakującą pewność siebie, żeby stanąć w obronie Chanyeola, bo wisiał mu co najmniej jedną przysługę.

- Popatrz, Chanyeol. Doktor powiedział, że zostaniesz tu na dwa, albo trzy dni, żebyś mógł poczuć się lepiej – perswadował mu jakby chciał uspokoić małe płaczące dziecko – Nakarmią cię dobrym jedzeniem i…

- Czy Baekhyun zostanie… zostanie tutaj?

Baekhyun powoli pokręcił głową. – Mam trening piłkarski. Postaram się wrócić, kiedy się skończy. – Rozejrzał się za czymś dostarczającym rozrywki, na czym Chanyeol mógł zagrać. Ku jego uldze, znalazł biały zeszyt i słój z ołówkami i długopisami obok wazonu z kwiatami. Jeżeli istniało cokolwiek, co mogło zająć Park Chanyeola na cały dzień to był to otwarty zeszyt. Była również cienka książka (albo broszura, nie potrafił stwierdzić co to było na pierwszy rzut oka) w jednej z szuflad zaraz pod Pismem Świętym. Rozłożył ją na przypadkowej stronie i wsunął pod kołdrę obok Chanyeola. – Tutaj, napisz coś.

Położył książkę płasko na składanym biurku, które mogli z łatwością dostosować do siebie, a następnie zacisnął swoją rękę wokół tej Chanyeola. Zaskakująco, ręka Chanyeola była szorstka i nieczuła na dotyk, nie tak miękka i mała jak sobie to wyobrażał. Musiał sam siebie uświadomić, że Chanyeol był w jego wieku, a nie miał siedmiu lat. Powoli kierując jego dłoń i grafit by spoczął na świeżej stronie książki. – Byun… Baek… Hyun… - wypowiedział cicho, nakreślając ostatnią linię i oparł bok głowy delikatnie o biceps Chanyeola tak, że pochylił się naprzeciw niemu.

- Byun… Baekhyun – Chanyeol przeczytał powoli słowa ze strony.

- Dobrze – Baekhyun go pochwalił, zmęczony wydarzeniami dzisiejszego dnia. – Jesteś swego rodzaju dobry w czytaniu, po prostu pisanie idzie ci gorzej, huh? – Wskazał na jedną z otwartych stron książki, na biało-czarny nudny krajobraz i wiersz wydrukowany pod obrazkiem. – Przeczytam to dla ciebie. – powiedział.  
                                               
W następnym świecie,

jeżeli odrodzisz się jako piękna osoba

chcę odrodzić się jako anioł.
                                               
Mimo, że mogę być niewidoczny,
                                               
a ty pokochasz kogoś innego,
                                               
chcę odrodzić się jako anioł
                                               
by cię chronić.

Głos Chanyeola przejął drugą zwrotkę, jego głęboki basowy głos łapał na zaskoczeniu Baekhyuna, który był zdziwiony, że chłopak próbuje z wielkim trudem przeczytać słowa, których i tak nie rozumiał za dobrze.

 W… następnym ś-świecie,
                                               
Jeżeli… jeżeli od… odrodzisz się jako piękny ptak,
                                               
Chcę… chcę odrodzić się… jako wspaniałe drzewo.
                                               
Mimo, że będę… musiał czekać na ciebie
                                               
W jednym... miejscu,
                                              
Chcę… się odrodzić jako… drzewo,
                                               
Gdzie będziesz… mógł odpocząć… gdy twoje s-skrzydła się… zmęczą.

- Dobrze – Baekhyun uśmiechnął się delikatnie, studiując drżące wargi Chanyeola i jego szybko mrugające oczy, jakby nie miał pojęcia, co właśnie przeczytał. Prawdopodobnie nie wiedział. Wiersz mówił o uczuciach i sentymentach, które były nawet dla Baekhyuna były tajemnicze i zagadkowe.





Chanyeol nie odkładał książki przez długi czas.





- Sprowadziłeś się, Baek! – Jongin zawołał obrzydliwie, wieszając się na ramieniu Baekhyuna jakby nie widział go od lat. Znajdowali się ramię w ramię[1] na boisku piłkarskim, pocili się tak bardzo, że Baekhyun czuł zapach potu Jongina przenikającego do jego ubrań.

Baekhyun celowo unikał wszystkich swoich kolegów następnego ranka podczas treningów. Po prostu nie mógł spojrzeć im w oczy bez delikatnego obrzydzenia, bo możliwe było to, że któryś z nich zamknął Chanyeola w toalecie, jakby to nie miało znaczenia, że był związany z nim. Kto z niego żartował? Nie mógł ich za to winić, zwłaszcza że nie musiał im przypominać, że to co zrobili uznano by za prześladowanie i zastraszanie.

- Nie zamknąłeś Chanyeola wczoraj w toalecie, prawda? – mruknął pod nosem, gdy obydwoje podeszli do pola środkowego.

- Co?

- Nic.





Mecz sezonu miał się odbyć już za tydzień, co dziwne, Baekhyun nie czuł potrzeby wzięcia w nim udziału.


[1] Hip-to-hip (tłumaczenie dosłowne: biodro przy biodrze)


_________________________________________________

Tym, którzy jeszcze wytrwali.. Bardzo dziękuję za cierpliwość.
Niestety nie zawsze mam czas, żeby tłumaczyć. Praca, rodzina, obowiązki. Wszystko się na siebie nakłada.
Pozytywne komentarze naprawdę zachęcają do tłumaczenia~

sobota, 3 października 2015

Rozdział 7 ~Baby's Breath




*ROZDZIAŁ 7


- Słyszałeś? Park Chanyeol… jest przyrodnim bratem Byun Baekhyuna.

- Ten nowy debil w klasie ze specjalnym nauczaniem?

- Właśnie ten. Jeżeli są spokrewnieni, czy to nie oznacza, że Baekhyun też jest upośledzony umysłowo?

- Ej – Jongin uśmiechnął się od ucha do ucha – Jak mogą być spokrewnieni podczas gdy stopnie Baekhyuna mieszczą się w szkolnej Top Piątce? Chanyeol nie umie nawet policzyć do pięciu.

Baekhyun udawał, że nie słyszy o czym plotkują jego koledzy oddaleni zaledwie kilka stóp od niego, założył ręce za głowę. Nawet jeżeli drażniło i frustrowało go, że jego przyjaciele łącznie rozprzestrzeniają pogłoski, to nie mógł nic zrobić. Naprawdę nie chciał. To nie było tak, że Chanyeol mógł zrozumieć, o czym oni rozmawiają, więc czemu miałoby to dotyczyć jego? Jego koledzy po tym nie byli jego celem, wiedział, że po jakimś czasie ta gorąca i modna plotka dnia w końcu straci swój ciekawy czynnik i każdy popadnie w przesadę oraz zacznie komentować inny temat.

Kiedy powoli podniósł głowę i ziewnął, jak leniwy kot, który dopiero co obudził się ze swojej drzemki, plotki rozproszyły się, a koledzy z drużyny wrócili do kłócenia się między sobą. W przeważającej części dzień nie różnił się niczym od każdego innego dnia, z wyjątkiem łagodnego olbrzyma siedzącego teraz dwa miejsca przed nim.

Gdziekolwiek nie poszedł, Chanyeol jako wysoki chłopak pasował jak wół do karety[1]. Nawet jego mundurek musiał zostać dostosowany,  żeby pasować na jego nienaturalnie długie kończyny. Co ciekawe, Baekhyun zajrzał przez ramię Chanyeola i znalazł chłopaka ćwiczącego zdania w swoim zeszycie, jak zawsze. Były trzy, perfekcyjnie zaostrzone ołówki tuż obok zeszytu Chanyeola, a gdy kolega awanturnik wpadł na biurko i zepchnął jeden, Chanyeol podniósł go z powrotem i wyrównał je w prostym rzędzie.

- Chanyeol, mogę pożyczyć ołówek? – dziewczyna zapytała go ze sztucznym uśmiechem, Chanyeol był bardziej niż szczęśliwy, gdy pożyczał jej jeden z wolnych ołówków ze szczerym uśmiechem.

- Chanyeol, mogę też pożyczyć jeden? – zapytała inna dziewczyna. Pozostali za nią zachichotali.
Baekhyun uniósł brwi, gdy Chanyeol dał jej drugi.

- Też zapomniałem mojego z domu, Chanyeol, możesz mi pożyczyć jeden? – tym razem zapytał Jongdae, reagując rześkim ,,dzięki, stary!”, gdy Chanyeol dawał mu ostatni z jego wolnych ołówków.

- Ej, Chanyeol, jesteśmy przyjaciółmi, co oznacza ołówek między nami, prawda? – Jongin się zaśmiał – Mogę wziąć ten? – zabrał ostatni ołówek Chanyeola prosto z jego ręki, ku jego zdziwieniu, Chanyeol skinął głową z nerwowym uśmiechem.

- O-Okej… - Chanyeol się uśmiechnął, pocierając swoje puste dłonie – Wy… Wy możecie je pożyczyć, ponieważ jesteście moimi przyjaciółmi. – Bez względu na to jak promiennie to powiedział, nie było żadnych wątpliwości, że jest tak zdenerwowany na jakiego wyglądał, jego lepkie ręce tarły spodnie jak dziecko radzące sobie bez ochronnego koca. Jego prawe oko drgało co dwie sekundy.

Baekhyun nie mógł uwierzyć, Chanyeol właśnie rozdawał swoje przybory do pisania jak drobne prezenty podczas przyjęcia[2], nawet gdy było oczywiste, że koledzy z klasy mają piórniki i nie mieli potrzeby używania tych Chanyeola. – Będę w toalecie – wymamrotał, popychając lekko Jongina, uderzając w jego ramię troszkę zbyt mocno, żeby uznać to za nieostrożny wypadek.





Na szczęście po drugim dzwonku jego koledzy przenieśli rozmowę na temat sezonu piłkarskiego i meczu z przeciwną drużyną z Kyeongkido. Najwyraźniej wszyscy będę w nim uczestniczyć, nawet studenci spoza tego obszaru. Dlaczego? Sezonowe mecze były jak Igrzyska Olimpijskie dla dzieciaków z wiejskich dzielnic, a także darmowe spędzenie bezstresowego wieczoru. Zamiast rozwiązywać zadania matematyczne i mieć nadzieję, że będą mieli większe szanse na świetne poradzenie sobie na egzaminach wstępnych, woleli obserwować grę i zapominać o nauce.

To była sytuacja, w której obie strony wygrywały, z wyjątkiem Baekhyuna.

Nie był w najlepszej kondycji do treningów przed meczem i wywierano na nim znacznie większą presję, ponieważ był jednym z napastników. Nadchodzący mecz sezonu był dla Baekhyuna koszmarem, ale było tak tylko dlatego, że nie grał do woli przez dłuższy czas. Zaczął się zastanawiać jak to było, gdy miał ochotę i cieszył się z gry jako hobby, a nie zawodu sportowego.

Baekhyun westchnął i oparł głowę o ścianę znajdującą się zaraz obok niego, by zagłuszyć głośne myśli przedostające się przez jedno ucho i wychodzące przez drugie zanim zadzwoni dzwonek. To nie tak, że wszyscy się natychmiast uspokoili, ale gdy ich wychowawca wszedł do klasy z dwójką, nieznanych im, chłopców za sobą to w całej klasie zapanowała martwa cisza.

Nowi studenci wyglądali groźnie jak najlepsi. Mimo, że mieli na sobie te same mundurki, ich strój formalny wyglądał jak ze scenerii przestępczości zorganizowanej; w skrócie, ich pierwsze wrażenie wyrażało kłopoty. Ten po prawej był niezwykle wysoki, z grubymi, charyzmatycznymi brwiami i płonącym spojrzeniem. Baekhyun nie mógł uwierzyć, że byli w jego wieku. Ten po lewej jednak był niższy i wyglądał bardziej egzotycznie niż strasznie. Niższy miał coś w wizażu, co przypominało Baekhyunowi kota… nie coś małego i nieszkodliwego jak kot domowy, ale eleganckie jak pantera.

- Klasa 3-1. Ci dwaj będą waszymi nowymi kolegami przez miesiąc. Przebyli długą drogę z Pekinu, więc należy im się ciepłe powitanie. – wyjaśnił nauczyciel.

Wyższy po prawo podniósł dwa palce, by przerwać nauczycielowi. Mówił po angielsku. – Vancouver, prawdę mówiąc.

- Ah, tak, Vancouver. Przepraszam za to. Klaso, to jest Huang Zitao. Przyjaciel z Vancouver to Wu Yifan.

- Kris. – Yifan ponownie go poprawił.

Zitao spojrzał na drugiego z wymiany studenckiej i prychnął.

Vancouver, czy Pekin, Baekhyuna to nie obchodziło. Nie chciał polubić ich złych stron, ponieważ wiedział (albo myślał, że wie) jak dobrze Chińczycy zostali wyszkoleni w sztukach walki (oczywiście naoglądał się zbyt wielu filmów kungfu).

Huang Zitao zajął puste miejsce za nim, a Wu Yifan w poprzek pomieszczenia pomiędzy Jonginem i Sehunem. W porównaniu do chłopaka z Vancouver, Jongin i Sehun wyglądali jak gnomy; przynajmniej z jego punktu widzenia. Pochylił się leniwie i ponownie skrzyżował ręce na biurku, ale tym razem było mu daleko do senności. Jak mógłby zasnąć, podczas gdy nowy dzieciak wywiercał otwór w tylnej części czaszki?





Baekhyun po godzinie wychowawczej nie widział Chanyeola przez cały dzień. To było normalne, ale Baekhyun oczekiwał, że może zobaczy go na korytarzu… a może w kawiarni, po prostu na chwilę na niego spojrzeć, ponieważ to było dziwne nie mieć go blisko. Ale kiedy uświadomił sobie, że to o prostu niepotrzebna przylepa, wytrząsał myśli z głowy i od razu poszedł na trening piłki nożnej.

W połowie do ich pierwszej przerwy, Jongin podbiegł do niego i położył mu rękę na ramieniu. Baekhyun miał przeczucie o czym miał zamiar porozmawiać.

- Ej, przepraszam za wcześniej – powiedział, Baekhyun strzepnął jego rękę ze swojego ramienia i pokręcił nonszalancko głową.

- Nie przepraszaj mnie; przeproś Chanyeola – czuł, że nie ma prawa mówić czegokolwiek o tej sprawie, ponieważ miał więcej niż jeden powód by błagać Chanyeola o przebaczenie, więc podniósł pokrytą błotem piłkę i schował ją pod ramię, zostawiając Jongina z gęstym napięciem, jak nigdy, między nimi.

Ku jego zaskoczeniu (i przerażeniu) Chanyeol nie przyszedł oglądać.





Wręcz nieznajomy Chanyeol w drodze ze szkoły do domu nie powiedział do niego słowa, ani gdy jedli razem kolację. To było niezręczne, zabieranie kiełek i plasterków SPAM[3] z tego samego talerza, bez jakiejkolwiek rozmowy, ponieważ Baekhyun spodziewał się, że Chanyeol zacznie rozmowę o swoim pierwszym dniu. Gdy drugi chłopak był tak poważny jak nigdy, nie naciskał dalej i posprzątał stół po tym jak skończyli.

To było wtedy, gdy zwinęli się w swoich łóżkach, a Baekhyun przysunął się bliżej do ściany cienkiej jak papier, która oddzielała jego pokój z pokojem Chanyeola. Gdy nachylił się naprawdę blisko, mógł niemal usłyszeć delikatny oddech Chanyeola tuż po drugiej stronie. Zapukał knykciami w delikatna i kruchą powierzchnię. – Ej… Chanyeol… śpisz?

Pojawił się stłumiony odgłos na drugim końcu.

- Wiesz, powiedzieli, że możesz nadal chodzić do szkoły jeżeli będziesz miał dobre oceny. Lubisz szkołę, prawda? – pomyślał, że to nieszkodliwe, gdy powie jedno białe kłamstwo w nadziei, że komisja edukacji zobaczy potencjał Chanyeola i pozwoli mu w tym uczestniczyć nieco dłużej. Otulił się kocem ciasno pod brodą i westchnął, odwracając się w stronę sufitu. Świecące w ciemności naklejki w kształcie gwiazdek nadal się jarzyły, co było dziwne, bo kupił je bardzo tanio.

Wpatrywał się w kolekcję gwiazd z tworzywa sztucznego, niektóre małe i inne większe. Przykleił największą dokładnie na środku, gdzie mógł ją widzieć co noc oraz te mniejsze skupione wokół niej, albo ułożone w konstelacje, które niejasno pamiętał. Wtedy dostrzegł najjaśniejszą gwiazdę, najmniejszą w rogu. Baekhyun musiał pochylić głowę lekko do góry by móc ją dostrzec, ale to było tam, świeciła jaśniej niż inne mimo, że znajdowała się w najciemniejszym kącie.

Tą gwiazdą był Chanyeol, wyrzucony z plejady gwiazd, które nie były jaśniejsze niż on.

One były jasne, ale Chanyeol był jaśniejszy.

- Wiesz… - urwał, wciąż wpatrując się w grono gwiazd na swoim suficie – Kiedy te dzieciaki cię nękają… to nie są twoimi przyjaciółmi, Chanyeol. Możesz powiedzieć nie. Będą cię nadal niepokoić, jeżeli będziesz ciągle dla nich miły. – To prawda, że było to żałosne, iż nie miał odwagi stanąć za Chanyeolem przeciwko swoim przyjaciołom, ale przynajmniej chciał, żeby jego przyrodni brat wiedział, że nie stoi za tymi ludźmi. Ostatecznie mili faceci kończą jako ostatni. Przynajmniej… w liceum.

Przestał mówić, gdy zdał sobie sprawę, że był jedynym, który brał udział w konwersacji, mówiąc różne rzeczy do ściany. Zapukał ponownie, cicho, w razie gdyby Chanyeol zasnął.

- Nnnh…

- Chanyeol, wszystko w porządku?

- Ghh…

Baekhyun odsunął kołdrę i żywiołowo poszedł do pokoju Chanyeola jakby jego stopy były w ogniu. Ledwo przedarł się przez drzwi i znalazł Chanyeola jako pocącą się kulę[4] pod kołdrą, był blady na twarzy i miał wilgotną skórę z zimna. W panice Baekhyun przycisnął dłoń do czoła Chanyeola. Był rozpalony. Dźwięki jak u umierającego wydawane przez Chanyeola upewniły go, że powinien wezwać pomoc, więc Baekhyun sięgnął do najbliższego telefonu i kciukiem wystukał trzy cyfry.

- Halo? Potrzebuję tutaj natychmiast karetki. Proszę, przyjedźcie szybko. Proszę.

Trzymał ciasno dłoń Chanyeola.

- Wytrzymaj, Chanyeol. Wytrzymaj.


[1] Stick out like a sore thumb (tłumaczenie dosłowne: sterczeć jak bolący kciuk) – nie pasować w ogóle
[2] Party favors (w innych państwach jest zwyczaj rozdawania dzieciakom drobnych upominków podczas przyjęcia)
[3] Chodzi o nazwę szynki konserwowej.
[4] Sweat bullets (tyrać jak wół) – niestety to wyrażenie tutaj nie pasuje, więc po prostu przetłumaczyłam dosłownie

__________________________________________________________________

Yaaay~
Szczęśliwa siódemka za nami!

sobota, 26 września 2015

Rozdział 6 ~Baby's Breath




*ROZDZIAŁ 6


- T-tak, rozumiem. Będę tam wkrótce, sir.

Po zakończeniu rozmowy przycisnął telefon do klatki piersiowej i w powolnym tempie zaczął uspokajać walące serce i ciężki oddech. Nadal był oszołomiony i cały zdrętwiały, pomyślał, że jeżeli wstałby zbyt szybko to mógłby zwymiotować.

Przez długi czas Baekhyun siedział obok zmiętych kartonów i pojemników do recyklingu wyłączonych, ale wspomnianych. Jego wspomnienia z dzieciństwa były zamknięte szczelnie w jakimś głębokim zakątku jego umysłu i nie ważne jak długo i intensywnie myślał o tym dlaczego pchnął Chanyeola , albo kiedy to się stało – nic się nie pojawiało. Żadnej wzmianki, myśli, albo części głęboko osadzonej traumy. Być może to było dla niego tak traumatyczne jako dzieciaka, że po prostu wszystko zapomniał, wyczyścił swoją pamięć i dorastając zapomniał o chłopcu, któremu zniszczył życie.

Nie był pewny, czy się podniesie, albo zaakceptuje siebie po usłyszeniu tak bolesnej prawdy od swojej matki. Mogła mu powiedzieć, że to był wypadek, że Chanyeol szedł po środku ulicy o własnych nogach, żeby on nie czuł się winny. Wtedy zdał sobie sprawę, że prawda była ukrywana wystarczająco długo, przez wiele lat. Może pomyślała, że już najwyższy czas, żeby się o tym dowiedział, bo był na tyle dojrzały, aby wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.

Ale, czy był gotowy? Czy był gotowy do stawienia czoła Chanyeolowi i przyznania się wewnętrznie, że był odpowiedzialny… za zrobienie Chanyeola takim, jaki jest?

Powoli podniósł się na nogi i ruszył w stronę posterunku policji, recytując co powie Chanyeolowi, żeby naprawić to co sam zepsuł. Ostatecznie nie wiedział, co powiedzieć. Stwierdził ostro, że nie powinien iść na posterunek. Lepiej się stało, że Chanyeol został zatrzymany niż wędrował przed siebie zagubiony i zdezorientowany. Na samą myśl o ignorowanym Chanyeolu przez mijających go przechodniów i chłodnych nieznajomych, którzy byli jak on, łzy ponownie napłynęły mu do oczu.





Ku zaskoczeniu Baekhyuna, na posterunku było cicho i przytulnie. Pierwszy raz wszedł na posterunek, od zawsze myślał, że przypuszczalnie tutaj przestępcy są wtrącani. Było kilka biurek przy których oficerowie odbierali telefony, wyglądali na zajętych. Baekhyun nie mógł znaleźć sobie miejsca, gdzie mógłby się wpasować, jedynie w kącie pomieszczenia. Wtedy zobaczył Chnayeola siedzącego na ławce, przykutego kajdankami jedną ręką do poręczy obok niego. To był żałosny widok. Baekhyun niemal chciał nakrzyczeć na funkcjonariuszy za zakucie go w kajdany, podczas gdy Chanyeol był najbardziej nieszkodliwą osobą jaką znał. Park Chanyeol był typem, który płacze, gdy więdną kwiaty. Więc Baekhyun wątpił, że popełnił jakieś poważne przestępstwo zagrażające karą.

Nie odezwał się do Chanyeola (nie był jeszcze do tego przygotowany emocjonalnie) i poszedł do recepcji, gdzie ostrożnie zwrócił na siebie uwagę oficera szkoleniowego. Na jego identyfikatorze było napisane ,,Do Kyungsoo”; wyglądał młodo, mniej więcej na dwadzieścia lat, miał duże, paciorkowate oczy. Jego uśmiech sprawił, że Baekhyun na chwilę poczuł się swobodnie.

- Ah… Nazywam się Byun Baekhyun. Przyjechałem po Park Chanyeola?

- Jego brat?

- Przyrodni brat – Baekhyun go poprawił, podając mu swój dowód potwierdzający jego tożsamość. Nie mógł pomóc, ale czuł zniecierpliwienie, zerknął na Chanyeola w rogu pomieszczenia i zastanawiał się dlaczego tak wesoły chłopak wygląda na tak przygnębionego i słabego.

- Racja, przyrodni brat. Wybacz – oficer odpowiedział, wypełniając jakieś formalności i popychając resztę papierów w stronę Baekhyuna wraz z długopisem – Musisz podpisać tylko tutaj, tutaj, i tutaj, wtedy jesteście wolni.

To wszystko? Patrzył na papiery nieco dłużej, czytając warunki i objaśnienia. Było zbyt wiele informacji, żeby mógł je przeczytać , więc po prostu upchnął kopie w kieszeni i podpisał w wyznaczonych miejscach. Tylko kawałek informacji był godny uwagi, przeczytał przelotnie o wzmiance dotyczącej umysłowo upośledzonych, która dotyczyła pewnych opłat rozliczeniowych przez rodzica lub opiekuna prawnego.

Reszta brzmiała zbyt skomplikowanie, żeby mógł to zrozumieć.

- Przepraszam, oficerze – zapytał cicho – Co dokładnie Chanyeol zrobił?

- Ukradł gorące ciasto z wagonu z przekąskami przy tej ulicy i oddał je po pół godziny. Wygląda na to, że wziął je prosto z grilla, więc jego palce są troszkę poparzone. Udzieliliśmy mu pomocy medycznej, więc powinno być w porządku. – Kyungsoo powiedział spokojnie – Według prawa federalnego jest to nałożone kaucją i konsekwencjami, które stosujemy… ale myślę, że on teraz bardzo żałuje.

- Om… uh… dziękuję. – Baekhyun uśmiechnął się, poszedł za Kyungsoo, który uwolnił od kajdanek nadgarstek Chanyeola.

Tak szybko jak został uwolniony, Chanyeol podniósł głowę i popatrzył na Baekhyuna jak skarcony szczeniak. Jednak był jeszcze uśmiech, który nie został jeszcze ugaszony, jak resztka żaru świecąca jasno wśród popiołu i gruzu.

Baekhyun odwrócił wzrok, nie mógł przekazać swoich emocji poprawnie, ponieważ był bardziej uparty niż przypuszczał.

- Idiota.





 - Tak, mamo. Jest bezpieczny. Nie martw się o to i dojedź bezpiecznie do pracy.

Wsunął telefon do kieszeni i odwrócił się do Chanyeola po jego prawej stronie, który szczęśliwy mlaskał jedząc gorące ciasto, które Baekhyun kupił mu w drodze do domu. Jego wzrok padł na imienną tabliczkę Chanyeola na mundurku i przypomniał sobie co powiedziała jego mama, o tym, że Chanyeol chciał zostać nauczycielem. Los był zbyt okrutny, żeby mógł nim zostać, Chanyeol nie mógł być nawet studentem ze swoim identyfikatorem.

- Dlaczego to ukradłeś, ty idioto? – wymamrotał, próbując grać chłodnego jak zawsze – Mogłeś po prostu przyjść do domu i zjeść cokolwiek.

Chanyeol zatrzymał swoje głośne żucie. – Baekhyun nie chce, żeby Chanyeol wracał do domu.

- Więc, nie myślę tak na serio, ty idio… - urwał, potrząsając głową – Nie miałem tego na myśli. Więc nie uciekaj nigdy więcej, bo wyciąganie cię z kłopotów boli, dobrze?

Chanyeol skinął głową z lekkim, zrozumiałym uśmiechem, decydując się złapać jak najwięcej szczęścia za jednym razem, pytając – Baekhyun, mogę z tobą spać?

- Nie.





- Czy to boli? – Baekhyun wymamrotał, przycinając końcówki bandaża tuż po podwiązaniu ich w małe łuki na dwóch palcach Chanyeola. Różowy obszar był od lekkiego poparzenia, więc po prostu zastosował jakiś krem chłodzący i owinął to w gazę i bandaż, więc zapalenie powinno zostać zduszone.

Wyższy chłopak skinął głową i spojrzał na starannie owinięte bandaże wokół jego palców.

- Miałeś dużo odwagi biorąc rzeczy prosto z grilla jak wtedy. – Baekhyun westchnął, podnosząc się by odłożyć apteczkę z powrotem na górną półkę, skąd ją wcześniej zabrał (z podnóżkiem, ale to nie było najważniejsze). Zmagał się stojąc na palcach przez dłuższy żenujący czas, dopóki Chanyeol zaczął napierać na jego plecy i popychać zestawu na jego prawidłowe miejsce. Czubki uszu Baekhyuna były czerwone, gdy Chanyeol się odsunął.





Od momentu kiedy oparzenia Chanyeola zostały opatrzone, Baekhyun zamknął się w swoim pokoju, aby skończyć swoje zaległe prace domowe. Pomogło mu to odciągnąć na chwilę umysł od pewnych rzeczy, ponieważ cały jego dzień obracał się wokół Chanyeola i niemal zaczął zwracać uwagę na jego szkolne i społeczne życie.

Przewrócił na stronę sześćdziesiąt dwa swojego podręcznika do matematyki i znalazł tam notatkę Chanyeola zostawioną i zaklinowaną pod jego drzwiami. Nie miał serca jej wywalić, więc zamiast tego trzymał ją w jednej z szuflad.

- Baekhyun?

Baekhyun odwrócił się na swoim krześle obrotowym, by znaleźć w drzwiach Chanyeola, trzymał w ręce coś co wyglądało jak puszka z bukietem małych białych kwiatów wyrastających z wilgotnej gleby i wypełnionych u góry. Chanyeol ustawił kwiaty na biurku Baekhyuna, uśmiechając się od ucha do ucha – Łyszczec[1].
Moje ulubione kwiaty. Możesz je zatrzymać.

Baekhyun obrócił puszkę dookoła, troszkę go to rozbawiło, że etykietka kiełbasy wiedeńskiej nadal na niej była. Białe kwiaty były małe i skupione w małych kiściach. Z pewnością nie były to najestetyczniejsze kwiaty na ziemi, ale czyste myśli Chanyeola sprawiały, że wyglądały piękniej niż róże, goździki czy lilie. Bez nich, jakie swoje piękno posiada każdy inny kwiat?

- Dziękuję, Chanyeol… - powiedział z lekkim, nieśmiałym uśmiechem.


Łyszczec tej nocy pozostał na parapecie przy łóżku,
I tylko Baekhyun miał przyjemne sny.





- Chanyeol, to twoje. – Baekhyun popchnął pudełko z bento w stronę Chanyeola, mały woreczek z oznaczeniem ,,Byun Baekhyun”. To było pudełko na bento, którego używał do pakowania lunchu kiedy był mniejszy. I to nie było w kształcie tacy, albo czegoś innego co mogło się niezdarnie wylać z podstawki.

Wzrok Chanyeola stał się unikalnie błyszczący po wręczeniu mu specjalnie zapakowanego lunchu, zarzucił swoją torbę na ramię i skinął na swojego przyrodniego brata, który tam stał ubrany już w swój świeżo wyprany mundurek.

- Co tak stoisz, Park Chanyeol? – uśmiechnął się delikatnie – Chodźmy do szkoły.


[1] Baby’s Breath


_____________________________________________________

Przepraszam za dosyć długą przerwę, ale potrzebowałam chwili na ułożenie swoich prywatnych spraw. Mam nadzieję, że nie opuściliście mnie jeszcze. ;_;
Na zachętę dla tych, co wytrwali: Wracam do normalnego trybu tłumaczenia (czyli rozdziały częściej niż co dwa miesiące). :3
Pozdrawiam i całuję!